sobota, 15 marca 2014

1. You Make me.

Wypuszczam powietrze i poprawiam uniform. Idę na pokład.
Kolejny lot, to dla mnie norma. Podaję szampana mężczyźnie i pytam innej pasażerki czy czegoś nie potrzebuje. Kręci głową i dalej traktuje mnie jak powietrze
- Fajnie... - mówię pod nosem i podaje dziecku zabawkę, która upadła. - Uważaj. - uśmiecham się do dziewczynki.
Ona też się do mnie uśmiecha.  Jest słodka. Wycofuję się i wracam do moich kolegów.
Zamieniam parę słów z pilotami
- Jestem stewardessą,  mam lęk wysokości. Kto mnie do pracy przyjmował. - mówię do thomasa.
- Nie wiem. Patrzył pewnie na nogi.
- No to nie miał na co patrzeć. - prycham.
- Chyba swoich nóg nie wiedziałaś. Załóż szpilki, a jestem twój.
- Zostanę w tym co jestem. - śmieję się. Całuję go w policzek i podchodzę do kobiety, która mnie wzywa. Przynoszę jej szklankę wody.
Nabrałam już wprawy i nie irytują mnie złośliwe komentarze
Czasem mam ochotę odwrócić się i wykrzyczeć komuś coś w twarz, ale się powstrzymuje.
Na twarzy mam sztuczny uśmiech. Tak jest przez cały lot. Taka jest właśnie moja praca. Z jednego miejsca na drugie. Przynajmniej mam okazję zobaczyć kawałek świata
Ląduje w drogim hotelu. Właścicielem jest ten sam prezes co linii lotniczych. Kładę się na dużym łóżku i wzdycham
Chwytam dzwoniący telefon.
- Cześć tato. - mówię.
- Cześć mała.
- Jestem w Paryżu wiesz?
- I masz widok na Wieżę Eiffla?
- A mam - podchodzę do okna
- Ale ci dobrze
- Co robisz?
- KOlację.
- Nie nudzi ci się tam samemu w domu? - siadam na fotelu i biorę swój pamiętnik. Zapisuję kolejne miejsce.
- Nie. Kupię sobie rybkę do towarzystwa.
- Nie lepiej psa? - śmieję się.
- I od razu dwa koty.
- Jezu zestarzałeś się. - wzdycham ze śmiechem.
- Tak. Ty też wydoroślałaś
- Kiedyś trzeba było.
- No, wolałem cię jako moją małą córeczkę.
- Przykro mi. Przywiozę ci pocztówkę.
- Kolejną do kolekcji.
- Zachowujesz je?
- Tak. Mam każdą.
- Aaa. - uśmiecham się. - Następny przystanek Londyn.
- Już nie mogę się doczekać
- Jak pan Horan da mi jeden dzień wolnego to zostanę na dłużej.
- Zalecisz do starego ojca?
- No pewnie tatusiu.
- To dobrze. Poznasz moją rybkę
- Nie mogę się doczekać.
- Jeszcze jej nie mam, jutro kupię
- Dobra. - śmieję się. - Idę spać.
- Dobranoc córeczko.
- Dobranoc. - żegnam się i rozłączam.
Idę od razu spać. Rano schodzę do lobby. Taksówką jadę na lotnisko Jestem w samolocie przed pasażerami. Moi koledzy są dziwnie spięci.
- No co jest?
- Szef leci.
- Co?
- NO lecie tylko szef.
- O matko.
- Wyluzuj.
Zapięłam pas gdy zaczęliśmy startować. W końcu jesteśmy w powietrzu. Wypatruję przez okno. Denerwuje się. Idę zobaczyć, czy czegoś nie potrzeba. Oczywiście się potykam. Łapię się fotela.
Patrzy na mnie zaskoczony.
- Przepraszam. - mamroczę i staję ..
Macha ręką lekceważąco.
- Czego panu potrzeba?
- Wody.
Odwracam się i idę po wodę. Mało nie wypuszczam szklanki z ręki.
- Boże. - mówię do siebie i wypuszczam powietrze. Podaję szklankę wody mężczyźnie.
- Łatwiej byłoby z butelkowaną.
- Tak. Dzisiaj łatwiej będzie ze wszystkim co się łatwo nie niszczy .
Lekki uśmiech pojawia się na jego ustach. Jest rozbawiony. Nogi się pode mną uginają. Łapię się fotela i idę do Thomasa.
- I jak szef?
- Eee ...kręci mi się chyba w głowie.
- Usiądź
- Muszę tam iść ?
- Tak.
- A ty tu od czego jesteś ?
- On woli piękne panie.
Rozglądam się.
- Żadnej pięknej tu nie widzę.
- Popatrz w lustro słoneczko
- Nienawidzę cię. - idę po szklankę.
Mało nie zaliczam podłogi.
- Kurwa mać.
- Panno Tomlinson- upomina mnie pan Horan.
- Przepraszam. - mruczę odgarniając włosy z policzków .
- Proszę zważać na język
- Ja to powinnam na wszystko zważać. Najprędzej na nogi.
Lustruje mnie wzrokiem. Jestem zła, że ta spódniczka jest taka krótka.
- Tak, wiem. Nogi też mam nie takie jak trzeba. - ja pierdole co ja chrzanie. Idę jak najszybciej do małej kuchni.  - Idź tam, bo ja już przedstawienie odegrałam. W oczy mu nie spojrzę.
- Nie mogę. Rozkazy szefa. Idziesz ty
- Ja już byłam tak? Zabiłam się prawie.
-  Nie myślałaś o jakiś ćwiczeniach na poprawienie równowagi
- Zamilcz! - dźgam go w tors.
- Słoneczko złość piękności szkodzi
- Jeszcze jeden epitet, a będziesz latał spadochronem. Gdzie tu są kieliszki?!
- W tam tej szafce.
Wyjmuję szkło z szafki. Wypijam szybko dwa łyki szampana. Teraz będę pieprzyć jeszcze więcej. Ciekawe czy po tym locie będę miała pracę.
- On mnie zwolni, zobaczysz - przytulam się do toma i łkam, ale nie płaczę.
- Nie zwolni
- Zwolni. - mówię i ostrożnie patrząc pod nogi idę do szefa.
Niosę mu szampana,
- Niech pan nie słucha co mówię. I gdyby pan mnie nie zwolnił byłabym wdzięczna.
- Czemu miałbym cię zwolnić.
- Bo pracuję gorzej niż osoba początkująca.
- Mam nadzieję, że tylko dzisiaj.
- To wszystko przez pana. - dmucham w kosmyk włosów opadając mi na oczy.
- Przeze mnie. Proszę usiąść.
Patrzę na niego przestraszona. Ma mnie za ofermę no nie? Ostrożnie zajmuję miejsce naprzeciwko niego.
- Proszę powiedzieć mi dlaczego to moja wina.- Pochyla się w moją stronę,
- Bo ja rozumiem , że można być przystojnym ale aż tak? Nie idzie się skupić a nogi same się pl...- zakrywam usta.
- Może się pani napije.- Podaje mi swój nieruszany kieliszek szampana.
- Nie, dziękuję. - moje buty są bardzo ciekawe.
- Czyli jestem przystojny.- Kładzie mi rękę na kolanie.
- Tak, bardzo.
Rozprasza mnie swoim dotykiem
- Ja chyba wrócę do  pracy.
- Może bezpieczniej by było, jakbyś jednak tutaj posiedziała.
- najlepiej jak zamilknę.
- To już zależy od pani
Więc właśnie to robię. Nie odzywam się na własną korzyść. Zabiera swoją rękę i rozluźniony siada wygodniej w fotelu Zamykam oczy. Jestem całą spięta .
- Proszę się rozluźnić jestem niegroźny, zazwyczaj.
- Nie wątpię. - kładę dłonie na kolana. Poprawiam spodniczkę .
Uśmiecha się, a moje serce zaczyna bić szybciej. Kurwa co on ze mną wyprawia.
- Nie jest dobrze....- mówię do siebie i wbijam wzrok w podłogę.
- Tak?
-Nic nic .
- Dobrze.
Opieram głowę na rękach. Wsuwam palce we włosy. Boję się latać. Właśnie mi się przypomnialo .
- Czym się pani tak denerwuje
- Znów coś zjebie..
- Siedzi pani, więc powinno być w porządku
- Za dużo gadam jak wypije .
- Dobrze wiedzieć,
- Ma pan ładne oczy. Taki ocean .Ładne.
- Ma pani pięknie usta, aż chce się je całować.
Jak na zawołanie otwieram usta że zdziwienia. Zastanawiam się jak on całuje Dobra, dobra Isabella to twój szef. Daje ci na chleb. Zasłaniam twarz rękoma i chichoczę . I czemu on się mi tak przygląda.
- Nie jestem wariatką . Chociaż może...Nie chyba nie
- NIe twierdzę, że jesteś wariatką.
- Lecz tak się zachowuję.
- Pewnie to ta wysokość. Ja jak latam zawsze muszę się napić.
- Ja już piłam i jest gorzej.
- To nie wiem co mogłoby pani pomóc.
- Mogę wziąć wolne?
- Teraz?
- Jak wylądujemy.
- Oczywiście
- Dziękuję panie Horan.
- Ależ proszę, później leci pani ze mną do Los Angeles.
- Co? Czemu?
- Ponieważ muszę być na spotkaniu
- Więc do czego ja? - marszczę nos.
- Bardzo odpowiada mi panie towarzystwo
- Dobry żart. - modlę się abyśmy już wylądowali. Kompletnie zepsuje sobie opinię.
- Jest całkiem interesujący ten lot
- Ją się denerwuje przez pana. To pana wina .
- Przepraszam, chociaż nie jest mi przykro
Wypuszczam powietrze. Robię się czerwona. Znów patrzę w podłogę. Naprawdę jest co podziwiać.
- Na pewno się pani nie napije ze mną?
Kręcę głową. Chociaż i tak wstaję i idę pk całą butelkę. Dolewam mu szampana do kieliszka. Sama też mam kieliszek. Piję patrząc w ścianę. W końcu lądujemy, a ja jestem nieźle wstawiona. Upiłam się w pracy. Ledwo trzymam się na nogach. Obraz to mi się w ogóle rozmazuje. Nigdy tak nie miałam. Upiłam się przy szefie.
- Uwaga- łapie mnie w tali zanim upadam.
- Było by bam. - chichoczę.
Schyla się i układa rękę pod moimi kolanami. Podnosi mnie do góry.
- Panie Horan ja ją odwiozę do domu. - wtrąca Thomas.                                                              - Shh - kładę palec na ustach. - Ty nie masz takie...ooo ale mercedes.
- Odwiozę ją.- Mówi i nikt się mu nie sprzeciwia. Niesie mnie do swojeo samochodu. - dzie panią zawieźć.- Dobra, a gdzie ja mieszkam
- To jest dobre pytanie.
- Nie wie pani?
- Panie Horan zapomniałam jak mam na imię. - śmieje się.
Kręci głową i odpala silnik.
- Mógłbym cię wykorzystać, jesteś w takim stanie.
- Nie ładnie. - kiwam palcem. - Do taty muszę jechać. Tak. Oo to będzie przy takim wieeelkim osiedlu. No tam właśnie będzie.
- Wielkie osiedle? Dużo mi pani nie pomogła.
Chichoczę przygryzając wargę. Poprawiam się na fotelu. Mrużę oczy i robię dzióbek starając się przypomnieć gdzie tatuś mieszka.
- To będzie za mostem.
- Nie masz żadnych dokumentów przy sobie?
- Jak mnie pan przeszuka to może coś znajdziemy
Zjeżdża gdzieś na parking. Rozpina swój pas. Kładzie rękę na moim fotelu i rozpina mi żakiet. Znajduje portfel. Mieszkam z ojcem bo i tak ciągle wyjeżdżam.
- Mamy adres.- Mówi triumfalnie. Wsadza portfel na miejsce. Przelotnie dotyka moich kolan.
Zaciskam nogi bo przechodzi mnie dreszcz. Oblizuje dolną wargę i odwracam głowę do szyby.
- Serio piękne te usta.
Uśmiecham się i stukam palcami o okno. Przysypiam a budzę się wnoszona do domu. Widzę tatę i mojego szefa.
- Zasnęła
- Proszę ją tu położyć - wskazał na sofę.
- Gdzie rybka?- pytam.
- Jest trochę pijana. Szampan.
- Dziękuję panie...?
- Horan.
- Dziękuję panie Horan. - podają sobie ręce. Macham mu.
Przeczesuje palcami włosy i wychodzi
- Tatuś!
- Izzy.-Przytula mnie
- Ja to się chyba położę wiesz. - próbuje wstać ale się zataczam i ląduje tacie na kolanach.
- Zanieść?- Zanim zdążę odpowiedzieć na moje kolana wskakuje mała włochata kulka
- Aww co to?
- Rybka.
- Rybka pływa w akwarium tatusiu .
- Piesek nazywa się Rybka.
- Mówię. Pijana jestem. - zaczynam się śmiać i przytulam pieska. Nie lubię zostawiać taty samego w domu. Zawsze był bardzo spokojny i cichy. Wychowywał mnie sam. Nie żyliśmy bogato.
Bierze mnie na ręce i niesie do pokoju. Razem z pieskiem Rybką leżę na moim łóżku
- Masz nowe monety? - pytam.
- Monety?
- Zbierasz monety. - chichoczę. - Masz nowe?
- NIe
- Przywiozłam ci hybrydę z Francji. Spodoba ci się.
- Teraz śpij kochanie
Zamykam oczy i posłusznie zasypiam

13 komentarzy:

Obserwatorzy