sobota, 5 kwietnia 2014

3. Addicted to you.

Budzę się dość późno, ale mam wolne. Biorę torebkę, gdy jestem gotowa i wychodzę na miasto.
Kupuje tacie kolejną pocztówkę. Będzie zadowolony. Idę do galerii. Może sobie coś kupię. W oko wpada mi genialna sukienka, tylko gdzie ja taką założę. Nie chodzę na imprezy, bale czy cokolwiek. Dom - praca. Tyle. Całe moje życie to nuda. Ale nie mogę narzekać. Taki mój los.
Przymierzam ją i kupuje. Jedna mi się przyda, LA to ruchliwe miasto. Okropnie. Każdy gdzieś się śpieszy. Z zakupami wracam do hotelu. Zostawiam je w pokoju i idę coś zjeść. W restauracji wpadam na pana Horana. Ja to mam pecha
- O matko.
- Też miło panią widzieć.
- Tak, tak.
- Może przyłączy się do mnie pani
- Może jednak nie.
- Jeżeli pani nie chce, - całuje moja dłoń.
- Raczej się boję. - posyłam mu uśmiech i odchodzę .
- Ale jestem straszny.
- A żebyś wiedział - mówię do siebie i siadam przy stoliku .
Zamawiam sobie obiad. Jem szybko i wracam do pokoju.
Wybieram numer do taty. Czekam aż odbierze.
- Cześć córeczka.
- Cześć tato.
- Jak w LA?
- Ciekawie, ale chcę do domu
- Moglabys przyjechać na dłużej.
- Przyjadę tato.  Co robisz?
- Bawię pieska.
- Ah rozumiem. - kiwam głową.
- Wymagające stworzenie.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też księżniczko.
Uśmiecham się. Jeszcze chwilę rozmawiamy i rozlaczam się. Podchodzę do kwiatów i zaciągam się ich zapachem Są śliczne. To bardzo mile, że je przysłał.
Zapomniałam mu podziękować. Ale zrobię to później. Przecież wracam z nim do Londynu Nie wiem co mam robić. Nie chcę zwiedzać. Nudzi mi się strasznie. Siadam na łóżku i włączam telewizję. Mogę nadrobić pamiętniki Wampirów.
Durny serial ale mnie wciągnął. W końcu nudzi mnie i zasypiam.
Jeszcze tylko jeden dzień muszę wytrzymać w LA. Może ja naprawdę zmienię pracę. Przecież i tak nie lubię latać. Przemyśle to. Wstaje i idę pod prysznic. Biorę szybką kąpiel i idę na dół zjeść śniadanie. Grzebie w płatkach bez humoru .
Z chęcią wróciłabym do domu
- Co to za kwaśna mina.- podnoszę głowę i napotykam niebieskie spojrzenie Nialla Horana.
- Zatrudnię się na stacji benzynowej. Tam też ma pan chody?
- Cały świat jest mój.- Siada na przeciwko mnie.
Wyginam usta w podkówkę. To mnie facet pocieszył.
- Dziękuję za kwiaty.
- Mam nadzieję, że się podobały.
- Tak ładne.
- Nie sprawie że pani się uśmiechnie?
- Nie sądzę. - opieram głowę o rękę. Jest taki idealny.
- Tyle mogę, a jeden uśmiech sprawia mi problem.
- Coś czego nie można kupić.
- Tak.- Ogląda się przez ramię i patrzy na dwójkę biznesmenów stojących przy wyjściu. Jego wzrok znowu powrócił na mnie.- Zachciałaby pani pójść ze mną na spacer. Mamy taką śliczną pogodę.
- Nie chciałabym i panu psuć humoru .oraz opinii.
- O to niech się pani nie martwi.
- Tsa,.możemy iść.
- To proszę już nie znęcać się nad biednymi płatkami.
Kiwam głową. Wychodzimy z hotelu. Idę z rękoma w kieszeniach . Idziemy brzegiem morze, oceanu sama nie wiem. Łatwo mu idzie wyciąganie ze mnie informacji.  Odpowiadam na każde pytanie.
Od kiedy stałam się taka wylewna.
 - LOdy?
- Czekoladowe?
- DLa pani dwie gałki czekoladowe, a ja poproszę dwie malinowe.- Zamawia.
Uśmiecham się. Lody poprawiają mi humor.
- No w końcu.
- Nie ma pan jakiś zajęć,
- Nie raczej nie. Przeszkadza pani moje towarzystwo?
- Nie. Raczej powinno być na odwrót.
- Dlaczego? Jesteś miłą, ładną dziewczyną.
- Tak. Bez przerwy pijana.
- Dzisiaj jest pani trzeźwa.
- Wohoo wyjątek. No dopiero 10.
- Tak.- Odgarnia mi włosy z twarz, a ja mrużę oczy bo słońce mnie razi.
- Zobaczymy. - mamroczę. - Czemu nie pokazuje pan się ze swoją kobieta?- NIE ZAPYTAŁAM OTO. Błagam ...
- Nie mam nikogo.- odpowiada.
- Nie wierzę.
- Serio nikogo nie mam. Ciężko coś zbudować, jeżeli lata się tylko po świecie.
- Potrzebuje pan kogoś kto będzie latał z panem .
- Tak.- Uśmiecha się do mnie.- Trudno kogoś takiego znaleźć.
- Stewardessa. - śmieję się.
-  Wszystkie się jakość przy mnie denerwują. Jestem aż tak straszny?
- Okropnie.
- Muszę coś z tym zrobić.
Śmieję się i idziemy dalej. Zwiedzam razem z nim całą południe. Jest zabawnie. Idę na murku fontanny trzymając jego dłoń.
Jak niezdara muszę się o coś potknąć. Ląduję w jego ramionach. Śmieje się i rumienie .
- Panno Tomlinson...- on też jest rozbawiony.
- Przepraszam panie Horan noga mi się omsknęła.
- Tak.- Pochyla się w moją stronę. Delikatnie dotyka moich ust swoimi wargami.
Jestem zszokowana tym co robi. Stoję bezruchu. Muska moje usta pogłębiając pocałunek.
- Panie Horan ...- uśmiecham się.
- Tak panno Tomilson.
- To nieodpowiednie .
- Tak, ponieważ? Chyba, że ma pani kogoś to bardzo przepraszam.
- Nie mam.
- Więc nie widzę w tym nic nieodpowiedniego.- Jeszcze raz mnie całuje.
- Jest pan moim szefem
- Jestem też mężczyzną, którem podoba się piękna kobieta.
Nadal uważam że to niewłaściwe. Rumienię się ale teraz to ja go całuje. Robi to coraz bardziej namiętnie. Odsuwam się w końcu .zeskakuje z fontanny i idę dalej. Co ja mam niby teraz myśleć o tym wszystkim. Mój szef mnie podrywa. A jak się dzieje tak z każda? Przecież nie mogę być pierwszą. Każda pracownica ląduje w łóżku? Odkładam wszystkie głupie myśli na bok. Odwracam się i sprawdzam czy idzie. Podąża tuż za mną ciągle mi się przypatrując. Wbijam wzrok przed siebie. Wracamy do hotelu. Chcę już do pokoju. Idziemy prosto do windy.
- Dziękuję za miłe popołudnie.
- Ja też.
- Do zobaczenia jutro.
- Tak do zobaczenia. - wychodzę z windy.
Idę prosto do mojego pokoju. Jestem zawiedziona, że mnie nie pocałował.  W ogóle znów tracę humor. Do wieczora siedzę przed telewizorem i jem ciastka. Później biorę dłuuugą kąpiel.
Jestem zmęczona. Zła. Nie chcę być traktowana jak prosta dziewczyna ale jednak podoba mi się jak całuje. Przebieram się w piżamę i kładę do łóżka. Zasypiam smutna.

10 komentarzy:

Obserwatorzy