Jesteśmy na spacerze. W końcu inne miejsce. Harry trzyma mnie za rękę i pilnuje.
Jakbym wiedziała gdzie jestem i mogła uciec. Dogniłby mnie
- Czego tak właściwie chcesz wujku? - to ostatnie mówię złośliwie. To całej trójki tak gadam, bo mnie irytują.
- Nic mała, po prostu możesz nas wydać, a oni chcą wkurwić Horana.
- Tak, no na pewno już lecę na policję. Zwariowałeś.
- Tak. bo nadal się z nimi zadaje.
Kręcę głową.
- Kto to Katherine? Zayn powiedział jesteś jak Katherine.
- Nikt. Musiałaś źle usłyszeć.
- Odpowiedz. - warczę. - Moja matka tak?!
Kiwa głową.
- Mów o niej.
- Nie. Ty mi rozkazywać nie będziesz.- Dla niego to też jakiś temat tabu.
- Ja pierdole. - mówię. - Już wiem. Katherine była dziwką i każdy z was z nią sypiał i nie wiadomo kto jest moim ojcem. - prycham.
- Louis jest twoim ojcem.
- A ona to co?
- To twoja matka. Koniec tematu.
- Nie nazywaj tej suki moją matką. - wywracam oczami. Wyrywam się i idę do willi. Zamykam się w łazience.
Jakby była moją matką to nigdy by mnie nie zostawiła.
Nigdy nie chciałam jej poznać. Tata zawsze przez nią cierpiał. Chcę do mojego Nialla. Proszę..
Siadam na podłodze i zaczynam płakać. Jestem pobita, poniżona i jeszcze nikt mi nic nie mówi. Oni są popieprzeni. A po miesiącu nawet zostaje zabrana na akcje. Super nie? Mam wybuchnąć jeden z banków, gdy tylko go okradną. To jest po prostu nienormalne. Chore. Ale robię to.
Budynek wybucha, gdy tylko dostaję taki sygnał.
- A może tak weźmiemy się za biuro Horana?
Zamieram na te słowa.
- Nie możecie.
- Możemy wszystko- mówi Zayn.
- Nic nie możecie. Pojebani jesteście!
- Ucisz ją Styles
- Spróbuj tylko, a rano się nie obudzisz. - dostaje ode mnie łokciem w żebra. Otwieram drzwi od auta i wyskakuję na asfalt. Zdzieram skórę z kolan i uderzam w obojczyk chyba go łamiąc. Nie zważam na ból tylko wstaję i uciekam. Biegnę do największego wieżowca w tej okolicy.
Ledwo łapię oddech, ale mnie nie złapali.
Gubię ich za zakrętem. Wpadam do firmy przewracając się na białą podłogę. Oddycham głęboko nie patrząc czy ktoś zwraca uwagę.
Jakoś podnoszę się z podłogi.
Kuśtykając i cicho łkając podchodzę do recepcji.
- Mogę..tam ...na górę? - pytam jakiejś blondynki ledwo oddychając. Moja klatka. Moje wszystko to jedno wielkie au.
- Oczywiście, pani do kogo?
- Do pani szefa.
- Ale pan Horan nikogo nie przyjmuje.
Ignoruję ją i idę do windy.
- Zostaw mnie. - mówię do ochroniarza.
Puszcza mnie, a ja jadę na górę.
Powoli dochodzę do jego gabinetu i pukam do drzwi.
- Mówiłem, żadnych spotkań Hanna- słyszę jego głos a po chwili widzę jego po drugiej stronie progu.
- Nie jestem Hannah i mogę sobie iść. - opieram się o drzwi i zamykam oczy.
- Boże nie.- Bierze mnie w ramiona.
- Ała...
- Coś ci zrobili?
Kręcę przecząco głową.
- Nie ważne. Nic mi nie jest.
- Chodź- sadza mnie na kanapie.
Wyciągam rękę i biorę szklankę wody ze stolika. Wypijam ją od razu
- Głodna jesteś? Każę coś zamówić. Może zadzwonię po lekarza?
- Nic mi nie jest. - powtarzam chowając twarz w dłoniach. - Nie jestem.
Przytula mnie do siebie.
Dobrze się czuję w jego ramionach. Nareszcie.
- Mam trzech nowych wujków, moja matka to tabu, chcą ci wysadzić firmę, poroniłam. Jest świetnie.
- Poczekaj, byłaś w ciąży?
- Nie wiedziałam.
Całuje mnie w głowę.
Nie wytrzymuję dłużej i rozpłakuję się.
Tuli mnie do siebie i próbuje uspokoić.
Jestem zmęczona wszystkim.
- Przepraszam Niall.
- Nie masz za co.
- Mam.
- Nie masz. Nie ma w tym twojej winy.
- Niall, zabierz mnie do domu.
- Oczywiście. - Bierze mnie na ręce i znosi do swojego samochodu.
Jęczę, bo mnie to boli.
- Przepraszam.
Sadza mnie w fotelu. Okropnie się czuję.
- Do mnie czy do ciebie.?
- Do domu. - patrzę mu w oczy.
Uśmiecha się lekko i jedzie do domu.
Boli mnie ramię. Zaciskam zęby, zamykam oczy i zasypiam. Budzę się w sypialni Nialla. Za oknem jest już ciemno.Wstaję i idę do łazienki. Zdejmuję powoli rzeczy. Czuję się dziś słabo. Wchodzę pod prysznic. Ciepła woda dobrze mi robie. Lepiej się czuję od razu. Przebieram czyste ubrania i wychodzę. Idę do salonu, gdzie siedzi Niall. Rozmawia przez telefon. Uśmiecham się do niego i idę do kuchni. Wyjmuję okład lodu. Przykładam do bolącego ramienia. Siadam na krześle. niby już jest dobrze. Jestem w domu. Z Niallem. Ale nadal się boję. Idę do niego i przytulam się
Obejmuje mnie ramieniem i całuje w głowę.
- Derek zadzwonię później. Masz dalej szukać.
Opieram głowę o jego bark. Zaciskam palce na koszuli Nialla.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też kocham skarbie.
- Bałam się. To znaczy nie ich, bo to oni obrywali ode mnie.
- Czego się bałaś ?
- Że nie wrócę
- Znalazłbym cię na końcu świata.
- Szukałeś?
- Tak.
Wtulam się mocniej.
- Ale nie rób im nic złego.
- Dlaczego. Skrzywdzili cię, nasze dziecko.
Przełykam ślinę. Wiem jak jest i co się stało.
- Ale mój tata też taki był.
- Ale już nie jest.
- Nie skrzywdzili mnie, tylko porwali.
- Może to ze względu na niego.
- Nie są tacy źli..
- No już dobrze, nic im nie zrobię.
Podnoszę głową i całuję go w usta. Tęskniłam za tymi wargami.
Czule oddaje mój pocałunek.
- Mówiłeś tacie?
- Tak już dzwoniłem do niego. Spałaś sześć godzin.
- O matko.
- To dobrze, że spałaś.
- Ale jestem głodna. - podchodzę się i idę robić jeść.
- Usiądź ja coś ci przygotuje.
- Poradzę sobie. Gotowałam tam ciągle.
Przewraca oczami i daje mi spokój.
Robię jakąkolwiek kolację i siadam przy barze. Wyjmuję z kieszeni spodni pen drive'a na którym mam całą książkę. Pisać mi pozwalali.
- CO to?
- Książka.
- Cała?
- Cała.
- Dobrze, że kupiłem to wydawnictwo.
- CO? - jestem zaskoczona.
- Kupiłem wydawnictwo.- Uśmiecha się niewinnie.- Przecież wiedziałaś, że to zrobię.
- Ty - nie mogę wykrztusić słowa. - Zwariowałeś.
- Tak. przyznaję się.
- Boże, Niall. - wstaję i go przytulam.
Lekko mnie obejmuje, żeby sprawić mi jak najmniej bólu.
Zamykam oczy i wzdycham jego cudowny zapach. Jestem na swoim miejscu.,
- Bardzo się o ciebie martwiłem.
- Ale już jestem. - całuję go w szyję
- Tak jesteś.
- I nie odejdę.
- Nie przeżyłbym tego.
- Kocham cię. - przyciągam go i wpijam się w jego usta.
- Też... Cię... Kocham...- mówi między pocałunkami.
Popycham go na ścianę. Tak mi brakowało tego wszystkiego.
Obejmuje mnie w tali i coraz zachłanniej mnie całuje.
Robi tak, żeby nie zrobić mi krzywdy. Udaje mu się. Wsuwam dłonie pod jego koszulę.
- Kochanie... Twoja ręka.
- Nie zrobisz mi krzywdy.
- Nie chcę, żeby coś cię bolało.
- Nie będzie. - rozpinam mu koszulę. - Nie aż tak bardzo.
- Chcę, żeby nic nie bolało.
- Zapomnę o bólu dzięki tobie.
Całuje mnie w usta i bierze za rękę. Idziemy do jego sypialni.
Patrzę mu w niebieskie oczy. Teraz one świecą. Gdy zobaczyłam je w biurze były puste.
Ściąga ze mnie koszulkę i kładzie mnie na łóżku.
Uśmiecham się i siadam. Przyciągam go rozpinając pasek jego spodni.
Tęskniłam za nim całym. Dotykam palcami mięśni jego brzucha.
Składam drobne pocałunki na jego ramionach i barkach. Jak potem i szyi. Przesuwam dłońmi po jego plecach i wsuwam palce obu dłoni w jasne włosy. Całujemy się, aż braknie mi tchu.
Jeździ dłońmi po moim ciele. Przesuwa mnie na sam środek łóżka i dalej całuje, dotyka, sprawdza czy naprawdę jestem
Nie przejmuję się bólem wszystkich ran. On je koi. Koi swoim dotykiem i obecnością. Zostaję w bieliźnie. Przejeżdżam palcami po jego wardze skupiając na niej wzrok. Chcę go pocałować
Najpierw delikatnie, a po chwili coraz zachłanniej smakuje jego usta.
Obracam się i siadam na nim.
Patrzy się na mnie. Tak on jest tylko mój.
Pochylam się i delikatnie go całuję.
Oddaje mój pocałunek układając dłonie no moich biodrach.
- Mój - szepczę i całuję jego obojczyk. Potem drugi. - Mój. - zaraz potem bark. - Mój.
- Tylko twój, już na zawsze.
- Już na zawsze - splatam z nim palce.
- Tak.- Przekręca nas i leżę pod nim.
Teraz to on całuje moje ciało
Ściąga ze mnie bieliznę.
Zsuwam jego bokserki. Przejeżdżam palcami po jego plecach do szyi. Zostawiam szramy.
Całuje mnie w usta i powoli we mnie wchodzi. Jezu...jakie to cudowne po tak długim czasie.Robi to powoli. Jest taki czuły. Składa delikatne pocałunki na moich ustach. Wzdycham.Obejmuje go ramionami. Czuję, że zaraz dojdę. Ale chcę, żebyśmy zrobili to razem. Oddycham co raz szybciej.
Odchylam głowę do tyłu i jęczę wyginając się w łuk.
Dochodzi razem ze mną. Jest mi tak cudownie.
- O Boże...- sapię.
- Tak...- całuje mnie w szyję.
Oddycham szybciej, ale w końcu normuje oddech.
Niall leży obok mnie i bawi się moimi palcami
Uśmiecham się do niego. Jest mi tak dobrze.
- Kocham cię
Obracam się na bok i całuję go delikatnie w usta. Potem patrzę mu w oczy.
- Ja ciebie również kocham.
Całuje mnie po szyi i dekoldzie, później schodzi pocałunkami na brzuch. Patrzy na mnie i jego oczy przez chwilę robią się smutne.
- Obiecuję ci nie jedno dziecko Niall.
- Wiem kochanie. - Bierze mnie w ramiona. - Po prostu żałuje tego co straciłem. '
Przytulam się do niego. Przymykam oczy.
- Ja również.
Całuje mnie po głowie.
- Kiedyś będziemy mieli dzieci.
- Na pewno. Jak jeszcze będziesz mnie chciał.
- Zawsze. Kochanie już zawsze.
Uśmiecham się delikatnie. Zmęczona usypiam.
Niall budzi mnie śniadaniem.
- Aww, dzięki. - całuję go.
- Proszę.- Podaje mi kubek z kawą.
Jemy razem śniadanie. Jest dużo śmiechu. Zaczynam odżywać. On leci do pracy, a ja do domu.
Tata przytula mnie na wejściu.
- Czemu nic mi nie mówiłeś? - mówię w jego klatkę
- Bo to przeszłość.
- Ważna przeszłość.
- Nie widziałem, że aż tak
Siadamy na sofie. Tata zaczyna mi wszystko opowiadać.
Wiem teraz o jego przeszłości.
O wszystkim wiem oprócz o Katherine. Ale chyba mnie to aż tak nie obchodzi. Idę do pokoju i biorę prysznic. Jezu jak dobrze tu być. W sumie to trochę się boję wychodzić. Oni mogą mnie znaleźć
Siadam na łóżku i przesuwam dłonią po narzucie. Chciałabym mieszkać z Niallem. Ale nie mogę też zostawić taty samego. Jestem między młotem a kowadłem. Patrzę przez okno na niebo. Chcę latać. Tam czuję się bezpieczna. Tak to jest cudownie.
Biorę torebkę i idę do firmy Nialla.
Windą jadę na górę.
Pukam do jego gabinetu.
- Proszę
Wchodzę do środka i posyłam mu uśmiech
- Hej
- Mam prośbę szefie. - podchodzę bliżej.
- Szefie?
- Ładnie brzmi. - śmieję się.
- Dobra
- Przyjmiesz mnie do pracy? Na loty międzynarodowe?
- Chcesz latać?
- Tak. Miałam czas na przemyślenie, a książkę napisałam.
- Dobrze.
Uśmiecham się i przytulam do niego.
- Mówiłeś coś kiedyś o...biurku...
- Tak?
- Masz może trochę czasu? - śmieję się stukając palcami o blat.
- Mam.
- A masz może ochotę?
- Na ciebie zawsze.
Siadam na biurku i przyciągam go do siebie. Mam sukienkę. Nie mam bielizny, bo zapomniałam wziąć jej do łazienki i myślałam że nigdzie nie będę szła.
- Jakaś ty niegrzeczna.- Rozsuwa moje nogi.
- Ja? Raczej zapominalska.
Śmieje się i całuje moje usta.
Obejmuję jego szyję,.
Podnosi się z krzesła i przesuwa mnie po biurku. Wszystkie papiery lądują na ziemi. Pociągam go za pasek od spodni. Rozpinam jego spodnie i wsadzam dłonie do jego bokserek. Jest już taki twardy. Przesuwam ręką po jego męskości. Jęczy mi do ucha składając pocałunki na mojej szyi. Robię to szybciej, aż dochodzi.
Zniecierpliwiony ściąga swoje spodnie i bardziej rozsuwa moje nogi. Przyjmuję go od razu. Robi to gwałtownie i szybko. Trzymam się blatu biurka. Głośno jęczę. Boże...Chcę szybciej. Dochodzę, a on nie przestaje. Orgazm za orgazmem. To właśnie dostaję.
Leżę na jego biurku i próbuję złapać oddech.
- Ty tu będziesz pracował...
- Tak.
- O matko.
Obserwuję go jak się ubiera,
Zagryzam wargę.
- Chcesz wrócić do domu?
- Bardzo chcę.- Całuje mnie w usta.
- Więc wróćmy. Proszę... - mruczę.
Całuje mnie jeszcze raz, tym razem bardziej namiętnie.
Oddaję pocałunek zadowolona.
- Jesteś zbyt kusząca, żeby ci się oprzeć.- Robi mi malinkę na szyi.
- Oh... - wydymam wargę.
- Co?- Bierze mnie za rękę.
- Jesteś okropny. Mam ich pełno. – śmieje się
- No bo jesteś moja.
- Tak, wiem. - obejmuje mnie ramieniem i idziemy przez korytarz.
Wsiadamy do windy, a on zaczyna mnie całować.
Opieram się o ścianę i odwzajemniam pocałunki. Jedną nogę podnoszę i zatrzymuję się ona na jego biodrze.
Przyciska mocniej mnie do ściany. Kręcę się bardziej go pobudzając.
- Jeszcze nie masz dość? - uśmiecham się odrywając od niego. Zaczynam całować go po szyi.
- No właśnie nie.
- To dobrze.
- Tak? Ty nie masz dość.- Ściska mój pośladek.
- Nie - mruczę. - Nigdy.
Winda się zatrzymuje, a on mnie puszcza. Miałabym ochotę na jeszcze jedną wycieczkę na górę.
- Mowy nie ma. - przyciągam go i wciskam stop tak że drzwi się blokują.
- Isabello- mruczy mi do ucha.
- Kotku - rozpinam powtórnie jego spodnie.,
- Tutaj?
- Tutaj.
Śmieje się cicho i sadza mnie na biodrach.
Po chwili jestem przyciśnięta do ściany i znów we mnie wchodzi.
Bierze mnie szybko. Trzymam się jego ramion.
Krzyczę jego imię, gdy czuję się spełniona.
Stawia mnie na nogach. - Nie wiem czy chcę, abyś latała.
Trzymam jego kark.
- Bo?
- Bo będę bardzo za tobą tęsknił.- Przytula mnie do siebie.
- Dobrze.
- Nie będziesz latać? Bo ja już wymyślałem sposoby, żeby cię zatrzymać.
- Jak bardzo będziesz tęsknił to nie będę.
- Bardzo, bardzo będę tęsknił.
- Oh kochanie.
- Co?
- Dla ciebie wszystko. Dobra, idziemy do domu.
Włącza windę z powrotem. - Hanna odchodzi na urlop.
- Mogę ją zastąpić.
- Nie. Wtedy w ogóle nie będę pracował. Całe pół roku jej nie będzie.
- Wcale, że będziesz. Mówię ci. Ja będę tu na dole, a ty tam na górze.
- Tak oczywiście.
- No proszę.
- Nie.- Całuje mnie w usta.
- Dereka awansuję. Taki niecny plan ustaliliśmy z Hanną. Taka kara za zrobienie dziecka.
- Cooo?
- No, nie widziałaś brzuszka Hanny?
- Ale to Dereka?
- No, też mało nie padłem.
- Wow... Nieźle.
- Więc on będzie moją sekretarką.- Wysiadamy z windy.
- Dobra, tak może być.
Całuje mnie w policzek i podchodzi do recepcji.
- Ja wychodzę. Wyślij mi mailem tą umowę kupna.
- Tak panie Horan. - zaraz po odpowiedzi wychodzimy.
Idziemy prosto do samochodu.
- Chyba najpierw zakupy
- Obiaaaaad.
- Tak. Restauracja?
- No dobra.
Jedziemy do jakiejś małej restauracji. To miejsce zupełnie nie pasuje do Nialla. Siadamy na jednej z kanap przy stoliku w rogu.
Zamawiamy dobry obiad. Jemy rozmawiając trochę o gangu.
Boskie! Ja chcę już next! <33333
OdpowiedzUsuńSuper z niecierpliwością czekam na nn:)
OdpowiedzUsuńPiekne ♡
OdpowiedzUsuńOmg super rozdzial czekam na nn <3
OdpowiedzUsuńwyjdę na zboka, ale kocham TE sceny :)) rozdział świetny!
OdpowiedzUsuńGosia
Jezus świetnie Ci wyszły te sceny +18!:D
OdpowiedzUsuńbelieveit-justinbieber.blogspot.com